82,60 PLN. Plakat. close-up of a traditional German beer mug filled to the brim, set against a backdrop of the Oktoberfest celebration. 186,53 PLN. 321,60 PLN. Plakat. cute german shepherd sitting on the ground, background removed png, transparent background for digital art/work. 29,93 PLN. 51,60 PLN. Wybraliśmy 5 ciekawostek o Niemczech, o których zapewne mało kto wiedział. Fot. Wikimedia Commons. 1. Pismo gotyckie. Przejście Niemiec z pisma gotyckiego na antykwę zawdzięczamy samemu Adolfowi Hitlerowi. To właśnie on, w 1941 roku postanowił, że od tego momentu wszystkie pisma muszą być pisane w alfabecie łacińskim. Nasze ogólne pojęcie o Niemczech i Niemcach opiera się na kilku stereotypach. Niemcy zawsze będą dla nas narodem porządku, wydajności i solidności. Istnieje jednak kilka zadziwiających i ciekawych faktów, które watro poznać. Czy wiesz, że: Twórca kultowych jeansów pochodzi z Bawarii. W wieku 18 lat Lob Strauss wyemigrował do Jedna z przypisywanych mu wypowiedzi o bombardowaniu Niemiec jest ostatnio znowu popularna wśród polskich internautów. 21 czerwca na Twitterze opublikował ją Romuald Szeremietiew, były wiceminister obrony narodowej. "Niemcy powinno się bombardować co 50 lat, profilaktycznie, bez podania przyczyn.' Winston Churchill" - czytamy w tweecie Sami Niemcy, w codziennej mowie, używają słowa "kraj federalny" (niem. Bundesland), aby oznaczać kraje związkowe Niemiec, żeby było jasne, o czym się mówi. Ile landów jest w Niemczech? W Niemczech jest tylko 16 krajów związkowych, tj. 16 podmiotów federacji, z czego 3 landy są oznaczone jako „wolne landy” (niem. Freistaat), a Vay Tiền Trả Góp Theo Tháng Chỉ Cần Cmnd. Czynili to nie tylko na arenie międzynarodowej, lecz także na okupowanych ziemiach polskich. Sprawa katyńska przybrała na łamach polskojęzycznej prasy gadzinowej rozmiary niespotykanej wcześniej akcji propagandowej, popartej w większości rzeczywistymi dowodami pochodzącymi z miejsca zbrodni. Wskazanie sprawstwa Sowietów Aby móc propagandowo wykorzystać sprawę Katynia, należało przede wszystkim jednoznacznie ustalić datę zbrodni. To właśnie data – wiosna 1940 roku – wskazywałaby na sowieckie sprawstwo mordu, bo dopiero jesienią 1941 roku Katyń znalazł się pod okupacją niemiecką. Już w pierwszych doniesieniach prasa gadzinowa wspominała więc o trzyletnim lesie, który porastał groby katyńskie. Nie było to jednak zbyt precyzyjne określenie. Jedna ze szwedzkich gazet ogłosiła, że drzewa można sadzić, gdy mają dwa lata, co nie wykluczałoby popełnienia zbrodni w kwietniu 1942 roku. Dokładniejszą informację podano później, przywołując zawartą w sprawozdaniu Międzynarodowej Komisji Lekarskiej relację eksperta ds. leśnictwa, von Herffa, który mówił o pięcioletnich drzewach zasadzonych trzy lata wcześniej. Niemcom zależało na propagandowym sukcesie wśród Polaków. Podkreślano więc, że pierwsi o Katyniu dowiedzieli się robotnicy polscy z Organizacji Todta, którzy przybyli w te rejony wraz z jednym z niemieckich oddziałów. Ostatecznie data mordu została określona na marzec – kwiecień 1940 roku na podstawie relacji świadków. Kolejarze widzieli, jak do Smoleńska (tak podawała prasa; zapewne chodziło o Gniezdowo) niemal codziennie przybywały pociągi, z których pod silną strażą NKWD wysadzano polskich oficerów, a następnie wywożono ich wieczorem w nieznanym kierunku. Okoliczni chłopi widzieli ciężarówki z polskimi oficerami, zmierzające w nocy do lasku katyńskiego, ogrodzonego drutem kolczastym i strzeżonego przez NKWD. Stamtąd było słychać wielokrotnie strzały rewolwerowe. Zeznania świadków znajdowały potwierdzenie w materiałach znalezionych przy zwłokach, sowieckich gazetach, z których najpóźniej datowana pochodziła z 22 kwietnia 1940 roku, oraz pamiętnikach, . notatniku mjr. Adama Solskiego, w którym pod datą 9 kwietnia 1940 roku opisał swoje ostatnie godziny przed egzekucją. Na wiosnę 1940 roku jako termin śmierci wskazywał także ogólny stan zwłok – w mózgach zaszły bowiem procesy świadczące o co najmniej trzyletnim przebywaniu w ziemi. Potwierdzały to także dowody pośrednie, np. zimowa odzież ofiar oraz brak śladów użądleń owadów. Mówiono także o ustaniu wszelkich kontaktów z jeńcami w omawianym okresie oraz bezskutecznym ich poszukiwaniu przez rząd emigracyjny. O winie Sowietów miały także świadczyć poszlaki odwołujące się do kojarzenia faktów, część oficerów była bowiem przed śmiercią krępowana w taki sam sposób, jak odnalezieni również w Katyniu Rosjanie zamordowani i pochowani tam wcześniej. Prasa gadzinowa od początku zakładała, że w grobach katyńskich znajduje się 10–12 tys. jeńców, będących wcześniej w sowieckiej niewoli. Wyliczono to na podstawie danych rządu gen. Sikorskiego, który podawał, że w ZSRS odnaleziono tylko 3843 polskich oficerów. Listę ich nazwisk przekazał Stalinowi gen. Sikorski w czasie spotkania 3 grudnia 1941 roku. W prasie gadzinowej podano dosyć dokładną liczbę jeńców przebywających wcześniej w Kozielsku – 4500, Starobielsku – 4520 i w Ostaszkowie – 6570 (w tym 380 oficerów). Liczby te zostały przytoczone za deklaracją gen. Mariana Kukiela, który oświadczył, że polski rząd na emigracji nie mógł odnaleźć ok. 8300 oficerów, co mniej więcej odpowiadało liczbie więzionych w tych trzech obozach. Na poparcie założonej przez Niemców sumy ofiar w dziennikach wychodzących w Generalnym Gubernatorstwie publikowano niemal codziennie listy nazwisk oficerów, których tożsamość zdołano ustalić, mimo jednak intensywnych prac i zabiegów nigdy nie wydobyto nawet najniżej zakładanej liczby ciał, tj. 10 tys. Tym samym liczba pomordowanych nie została zamknięta i nie wycofano się z wcześniejszych szacunków, a ustalenia liczby zwłok odłożono na bliżej nieokreśloną przyszłość. Niemiecki plakat propagandowy, 1943 Niemiecki plakat propagandowy, 1943 Niemiecki plakat propagandowy, 1943 Delegacje polskie i Komisja Techniczna PCK Od samego początku strona niemiecka, aby uwiarygodnić swoje doniesienia, starała się nakłonić Polaków do przeprowadzenia samodzielnej akcji ekshumacyjnej w Katyniu. Już w wiadomościach z 1 kwietnia 1943 roku podano informację o delegacji polskiej, w której skład wchodzili literaci Ferdynand Goetel i Emil Skiwski. Delegacją kierował Wilhelm Ohlenbusch, szef urzędu propagandy Generalnego Gubernatorstwa, a jej uczestnicy przebywali na miejscu zbrodni 10 i 11 kwietnia. W prasie gadzinowej wizycie tej poświęcono wiele uwagi, podkreślając ogromne wrażenie, jakie na Polakach wywarły masowe groby. „Wśród pomordowanych członkowie delegacji znajdują niejednego ze swych znajomych” – pisano i dodawano, że przeraża ich skala popełnionej zbrodni. Zamieszczano relacje i wywiady z członkami komisji. Jeden z uczestników delegacji, Władysław Kawecki, był specjalnym wysłannikiem agencji prasowej „Telepress”. Stwierdził on w jednej z pierwszych relacji, że delegacja miała możność uczestniczenia w sekcji i rozpoznaniu zwłok wydobywanych z grobów katyńskich, oraz że potwierdza wcześniejsze doniesienia Niemców, dotyczące szczegółów mordu. Kawecki pisał też o „niezwykłej uprzejmości wojskowych władz niemieckich w Smoleńsku”, które miały zaoferować wszelką pomoc mającemu powstać polskiemu komitetowi, który w przyszłości miał się zająć sprawami ekshumacyjnymi i godnym pochówkiem. Ponadto w wywiadzie udzielonym agencji „Telepress” Kawecki powiedział, że każdy z członków delegacji mógł uczestniczyć w ekshumacji dowolnie wybranych zwłok, a także swobodnie rozmawiać ze świadkami. Mówił też, że jeden z asystujących delegacji kapitanów armii niemieckiej, artysta rzeźbiarz, zaproponował bezinteresowne wykonanie projektu pomnika, który miałby stanąć w centralnym miejscu przyszłego cmentarza w Katyniu. Ponadto wspomniał o krótkim przemówieniu Ferdynanda Goetla nad grobami i uczczeniu pomordowanych minutą ciszy. Natomiast Emil Skiwski, udzieliwszy wywiadu, zdobył się na szerszy komentarz polityczny, w którym przestrzegł przed bolszewizmem i jego zapędami internacjonalistycznymi. Przekonywał też, że wrażenia z ekshumacji wykluczają wszelką demagogię w mówieniu o zbrodni. Wizyta delegacji polskiej spełniła więc swoje zadanie: potwierdziła wiarygodność doniesień Niemców przez rzeczowe sprawdzenie dowodów i przychylne wypowiedzi na temat intencji okupanta. Niemcy czynili także starania, aby odtworzyć losy pomordowanych oficerów polskich. Ich drogę do dołów śmierci starano się zrekonstruować na podstawie dokumentów znalezionych przy ofiarach – a więc pamiętników i listów – oraz zeznań świadków. W wyniku starań dotyczących stworzenia polskiego komitetu do prac ekshumacyjnych 14 kwietnia 1943 roku wyjechała do Katynia druga polska delegacja, złożona z działaczy Polskiego Czerwonego Krzyża z sekretarzem generalnym Kazimierzem Skarżyńskim na czele. Mieli się zapoznać ze stanem badań oraz stwierdzić, czy ofiary są naprawdę polskimi oficerami. Jak donosili korespondenci „Telepressu”, Komisja Techniczna (tak ją nazwano) PCK wzięła udział w Smoleńsku we mszy w intencji pomordowanych, następnie udała się na miejsce zbrodni, aby przyjrzeć się pracom ekshumacyjnym, przesłuchała także rosyjskich świadków. W kolejnych dniach prasa gadzinowa pisała o trudnościach w identyfikacji niektórych ofiar. Po powrocie ze Smoleńska, 19 kwietnia 1943 roku, sekretarz Skarżyński przedstawił Zarządowi Głównemu PCK sprawozdanie o wynikach prac. Przyznał, że ofiary to polscy oficerowie zamordowani strzałem w kark wiosną 1940 roku, potwierdził też chęć współpracy ze strony Niemiec. 23 kwietnia 1943 roku Komisja Techniczna PCK zwróciła się do Międzynarodowego Czerwonego Krzyża w Genewie z informacją w sprawie katyńskiej. Podano w niej wyniki polskiego dochodzenia tożsame z wcześniejszymi informacjami Skarżyńskiego. Informacja Komisji Technicznej była wynikiem kompromisu ze stroną niemiecką, która naciskała na PCK, aby wystąpił do MCK z prośbą o przysłanie do Katynia komisji lekarskiej. Zarząd Główny PCK stwierdził jednak, że nie jest uprawniony do stawiania takich wniosków, gdyż leży to w gestii rządów państw, ograniczył się więc tylko do sprawozdania. Nie trzeba dodawać ani tego, że ten dokument był bardzo na rękę autorom niemieckiej kampanii propagandowej, ani tego, z jaką dokładnością przytoczyła go prasa gadzinowa. W tej sytuacji władze GG zgodziły się na powołanie wspólnej komisji PCK i Rady Głównej Opiekuńczej, której ustalenia miały być podawane bezpośrednio opinii publicznej. W końcu maja komisja ta liczyła dziewięć osób, mieli oni do pomocy ok. dwudziestu robotników, dziennie badali średnio 120 zwłok, a następnie chowali je w nowych zbiorowych grobach. „Goniec Krakowski” opublikował 30 maja 1943 roku wywiad z dr. Marianem Wodzińskim, który przedstawił wyniki prac komisji. Mówił o 3200 wydobytych zwłokach i o tym, że strzały zostały oddane z broni kal. 7,65 mm. W niektórych przypadkach strzelano z bliska, na co wskazywało osmalenie czaszki, stwierdzono też sporadycznie podwójny postrzał. Tymczasem Wodziński we własnych wspomnieniach dotyczących pobytu w Katyniu podaje, że nie udzielał żadnego wywiadu, a redaktor Kawecki sfingował go – ponoć pod naciskiem Niemców – na podstawie sporządzonych odpisów z notatek Wodzińskiego. Wywiad ten po wojnie przysporzył Wodzińskiemu wielu kłopotów: podejrzewano go o kolaborację z Niemcami, wobec czego musiał się ukrywać, a w końcu wyjechać za granicę. Szczególnie zaszkodziło mu włożone w jego usta stwierdzenie, że współpraca z prof. Gerhardem Buhtzem, kierownikiem prac ekshumacyjnych ze strony niemieckiej, układa się bardzo dobrze. Po zawieszeniu prac ekshumacyjnych na początku czerwca 1943 roku wróciła do kraju Komisja Techniczna PCK, przywożąc ze sobą wszystkie znalezione dokumenty. Międzynarodowa Komisja Lekarska i wizyty przedstawicieli „krajów trzecich” Po bezskutecznym staraniu się o przyjazd do Katynia komisji MCK, aby podnieść rangę ustaleń i przedstawić je całemu światu, do Katynia zaproszono grupę profesorów z dwunastu krajów sprzymierzonych z Niemcami bądź przez nich okupowanych oraz z neutralnej Szwajcarii. Byli to rzeczoznawcy, głównie profesorzy medycyny sądowej, którzy przebywali w Katyniu od 28 do 30 kwietnia 1943 roku. Protokół, który zgodnie podpisali, potwierdzał wszelkie wcześniejsze ustalenia Niemców i Polaków co do winy Sowietów. Również i ta komisja mogła bez przeszkód badać wszystkie wydobyte do tej pory zwłoki, obejrzeć dokumenty oraz przesłuchać świadków. Eksperci dokonali obdukcji dziewięciorga zwłok, wykluczyli też wszelkiego rodzaju fałszerstwo ze strony III Rzeszy. Protokół stwierdzał, że oficerowie ubrani są w mundury, w których zostali zamordowani, i do wiosny 1943 roku nikt nie naruszył tych grobów. W umieszczonym w prasie gadzinowej komentarzu wprowadzającym w treść protokołu znalazło się następujące sformułowanie: „Wynik tych badań z pełną ścisłością i rzeczowością naukową potwierdza w całej rozciągłości haniebną zbrodnię katów żydo-komunistycznych”. Zdanie to miało wzmocnić propagandowy atut, jakim niewątpliwie dla Niemców była treść tego raportu. Relacje z miejsca mordu były podawane bardzo sprawnie, często szybciej niż w prasie konspiracyjnej, która po raz pierwszy zachowała w tak ważnej sprawie milczenie. Dodatkowo Niemcy organizowali wyjazdy na groby katyńskie wielu delegacji skupiających różne grupy społeczne, polskich jeńców – oficerów z terenu III Rzeszy. Jak sami później relacjonowali, nie dali się użyć do propagandy radiowo-prasowej, zgodzili się tylko na podanie wiadomości innym jeńcom. Wizyty w lesie katyńskim osób pochodzących z państw neutralnych miały dla niemieckiej akcji propagandowej bardzo duże znaczenie, uwiarygodniały bowiem jej przekaz. Informowano więc o tym, że w Wielkim Tygodniu 1943 roku miejsce zbrodni odwiedzili przedstawiciele świata artystycznego, którym pozwolono wziąć udział w pracach ekshumacyjnych. W skład tej delegacji wchodził, oprócz przedstawicieli Włoch, Holandii, Belgii, Finlandii i Protektoratu Czech i Moraw, także poeta z Hiszpanii, który wygłosił przemówienie potępiające zbrodnię bolszewicką. O tym, kto ma odwiedzać groby, zdecydowali – jeszcze na długo przed ujawnieniem odkrycia – minister propagandy Rzeszy Joseph Goebbels i Adolf Hitler. Zabiegi o opinię polską Niemcom zależało również na propagandowym sukcesie wśród Polaków. Podkreślano więc, że pierwsi o Katyniu dowiedzieli się robotnicy polscy z Organizacji Todta, którzy przybyli w te rejony wraz z jednym z niemieckich oddziałów. Po rozmowie z miejscową ludnością dowiedzieli się, że w lesie Kozie Góry leżą pomordowani oficerowie polscy. Po odkopaniu kilkorga zwłok potwierdzili te doniesienia, następnie postawili na mogile brzozowy krzyż, który pomógł natrafić na groby Niemcom. Donoszono także, że Katyń przed rewolucją w 1917 roku należał do Polaka Aleksandra Lednickiego. Miało to świadczyć o czysto polskim charakterze sprawy. Ponadto niemieckie władze wojskowe pomogły zorganizować pogrzeb gen. Mieczysława Smorawińskiego, na który sprowadzono z Lublina brata zamordowanego. Ułatwiły też wizytę delegacji polskich robotników, która przybyła na miejsce zbrodni 20 maja. Składała się ona z sześciu pracowników zakładów przemysłowych GG. „Goniec Krakowski” podał, że na miejscu zbrodni wyrazili pogardę dla katów bolszewickich i stwierdzili, że wśród polskiego świata pracy nie ma już entuzjastów komunizmu, a ideologia ta nie przetrwa. Następnie w towarzystwie red. Józefa Mackiewicza, który dołączył do nich wcześniej, złożyli skromny wieniec z napisem na szarfie: „Pomordowanym przez bolszewików oficerom Armii Polskiej – Rodacy”. W tym samym numerze „Gońca” mowa jest także o wizycie w lesie katyńskim w końcu kwietnia 1943 roku byłego premiera II Rzeczypospolitej, prof. Leona Kozłowskiego, który sam uciekł z niewoli sowieckiej i słyszał tam o zbrodniach bolszewickich. Niemcy próbowali zrobić z Katynia narodowe sanktuarium. W końcu maja donosili o pielgrzymce do oficerskich mogił Polaków ze Smoleńska, którzy złożyli kwiaty na grobach ofiar. Ostatnia informacja o wizycie na grobach katyńskich pochodzi z lipca i mówi o pobycie tam francuskiego sekretarza stanu Fernanda de Brinona, który określił zbrodnię jako „naukową organizację barbarzyństwa sowieckiego”. Podczas zwiedzania lasu katyńskiego pilnowano, aby uczestnicy wycieczek nie dowiedzieli się, że w grobach została odnaleziona niemiecka amunicja. Wzięła się tam stąd, że była importowana w latach trzydziestych w dużych ilościach z Niemiec do ZSRS, jednak nawet taka informacja zaszkodziłaby niemieckiej propagandzie. Informacja z niemieckiego dziennika propagandowego o odkryciu miejsca zbrodni na polskich oficerach w Związku Sowieckim Dokumenty ofiar Niemcy czynili także starania, aby odtworzyć losy pomordowanych oficerów polskich. Ich drogę do dołów śmierci starano się zrekonstruować na podstawie dokumentów znalezionych przy ofiarach – a więc pamiętników i listów – oraz zeznań świadków. Wśród dokumentów najcenniejsze były notatniki. Wspomniany już jeden z nich, należący do mjr. Solskiego, prowadzony był niemal do ostatnich chwil przed śmiercią. Autor wspominał o złym traktowaniu przez bolszewików jeńców i o odbieraniu oficerom pasów, zegarków i pieniędzy. Przy zwłokach generalnie nie znaleziono zegarków i kosztowności, co – zdaniem Niemców – miało wskazywać pośrednio na Sowietów jako sprawców zbrodni, choć według informacji PCK nie stwierdzono rabunkowego charakteru mordu. W innych odkopanych dziennikach znalazły się informacje z okresu pobytu w obozach: oficerowie pisali o złym traktowaniu przez władze obozowe, licznych chorobach przewodu pokarmowego i zgonach z tego powodu. Wiadomości uzyskane z pamiętników niejednokrotnie były wykorzystywane w celach propagandowych. Informacja o grupie ok. czterdziestu Polek rzekomo przebywających w Kozielsku z dziećmi, uzyskana z notatnika jednego z poruczników zamordowanych w Katyniu, miała wykazać, że bolszewicy więżą i mordują także bezbronne dzieci. Prasa gadzinowa nie omieszkała zacytować kilku listów znalezionych przy zwłokach, w których rodziny pomordowanych wyrażają niepokój o losy swoich bliskich. Przy niektórych ciałach znaleziono też zaświadczenia z innych obozów, np. listę osób przebywających w Bołotnie koło Czernihowa. Stwierdzono więc na tej podstawie, że istniały także inne obozy, a Kozielsk był obozem likwidacyjnym. Próbowano także szukać w grobach dowodów na to, że pochowani tu są również jeńcy ze Starobielska – miały o tym świadczyć znalezione listy adresowane do obozu starobielskiego. Informacja ta nie uzyskała jednak potwierdzenia, więc zaniechano pójścia jej tropem. Wiele wydobytych rzeczy wskazywało tylko na obóz w Kozielsku, oprócz pamiętników i listów odnajdywano także cygarniczki z napisem „Kozielsk” oraz pieczątki władz tego obozu na różnych dokumentach. Podczas analizy wydobytych dokumentów zdarzyło się Niemcom kilka potknięć. Na przykład bez sprawdzenia informacji podali, że w Katyniu znaleźli wielką liczbę zwłok oficerów należących do tradycyjnego pułku „Piłsudski”. Wynikało to zapewne ze złego odczytania odznaki na ramieniu jednej ofiar: inicjały „ oznaczające Szkołę Podchorążych, zostały odczytane jako „ co oznaczać miało przynależność do 1. Pułku Szwoleżerów Józefa Piłsudskiego. 3 czerwca 1943 roku, w związku z nadejściem pory letniej, groby zostały zasypane, a zwłoki złożone w nowych mogiłach. 25 września Katyń został zajęty przez Sowietów. Wszystkie opisane wyżej relacje z miejsca zbrodni miały bardzo cenny wymiar informacyjny, wiele z nich zostało potwierdzonych niepodważalnymi dowodami. Należy jednak pamiętać, że o ich doborze stanowiły cele niemieckiej propagandy, która niejednokrotnie naginała niektóre fakty do własnych potrzeb. Mimo to relacje z miejsca mordu były podawane bardzo sprawnie, często szybciej niż w prasie konspiracyjnej, która po raz pierwszy zachowała w tak ważnej sprawie milczenie. Uznała bowiem, że informacje niemieckie dotyczące ekshumacji są wystarczająco obfite i szczegółowe, a ponadto wiarygodne, bo podane z pierwszej ręki, potwierdzone przez komisje złożone z Polaków i przedstawicieli państw neutralnych. Nie był to jedyny powód milczenia, sprawa katyńska mogła bowiem zagrażać sojuszowi państw zachodnich z ZSRS, więc wszelki komentarz musiał być odpowiednio przemyślany. Artykuł pochodzi z numeru 12/2013 miesięcznika „ Śródtytuły dodane przez redakcję Miażdżąca klęska pod Stalingradem dała Niemcom do myślenia. Polaków, którzy dotąd byli gnębieni, eksterminowani i zmuszani do niewolniczej pracy zaczęto zawzięcie przekonywać do współpracy z okupantem. Zwłaszcza zaś do wsparcia walk z nadciągającą ofensywą Armii Czerwonej. O rozmachu całego przedsięwzięcia dobitnie świadczy fakt, że Niemcy wydrukowali około 23 milionów różnego rodzaju materiałów propagandowych skierowanych do Polaków z Generalnego Gubernatorstwa. Wśród nich nie mogło rzecz jasna zabraknąć plakatów. Oto kilkanaście szczególnie ciekawych przykładów pracy nazistowskich propagandystów pochodzących z 1944 roku. „Katyń – przestroga Europy” Odnalezienie wiosną 1943 roku w Katyniu masowych grobów zamordowanych przez siepaczy z NKWD polskich oficerów zostało od razu podchwycone przez niemiecką propagandę. Tysiące plakatów, jak ten powyższy, zawisły na ulicach miast Generalnego Gubernatorstwa. Rzecz jasna na afiszu nie mogło zabraknąć antysemickich insynuacji. Aluzje (zwykle o wiele mniej subtelne!) jakoby to właśnie Żydzi mieli stać za niemal wszystkimi zbrodniami komunistów były powszechnie wykorzystywane w nazistowskim przekazie. „Kultura europejska albo Bolszewizm” Mimo że Niemcy w trakcie okupacji zamordowali około 20% polskich księży, to chętnie straszyli antyklerykalizmem komunistów. Kontrast obu scen chyba jednak niewiele osób przekonywał o tym, że miały szczęście znaleźć się akurat pod hitlerowskim butem. Nie bez powodu Józef Szczepański pisał: „Czekamy ciebie, czerwona zarazo, byś wybawiła nas od czarnej śmierci” Przeczytaj też: 175 tysięcy Polaków u boku Wehrmachtu? Taki plan mieli Niemcy w 1944 roku „Antychryst – bolszewik” „Antychryst – bolszewik”. Kolejny przykład wykorzystania strachu mieszkańców Generalnego Gubernatorstwa, przed tym, jak komuniści potraktują symbole religijne. „Zgłaszaj policji bolszewickich podpalaczy” Doskonały przykład hipokryzji okupanta. Mimo że Niemcy w czasie wojny puścili z dymem łącznie setki polskich wsi i miast, to tutaj ostrzegają przed bolszewickimi (zombie?) podpalaczami. Ciekawe, jak reagowali na tego typu hasła ci, którym naziści spalili domy? „Bandy bolszewickie zagrażają Tobie i Twemu mieniu” I kolejny plakat o bardzo podobnym wydźwięku. Tym razem jednak komunistyczny dywersant podpala kościół. W tle zaś unosi się duch „żydokomuny”. Istna kumulacja. „Czyżby znowu na Sybir?” Trudno opisać słowami koszmar, jaki przeżyli Polacy wywiezieni przez Sowietów na Syberię w 1940 i 1941 roku. Niemcy z pełną premedytacją wykorzystywali strach jaki budziło słowo Sybir. Oczywiście nie przypominali przy tym, że sami wywieźli miliony Polaków do Rzeszy, by jako przymusowi pracownicy tyrali w nieludzkich warunkach na potrzeby niemieckiego przemysłu i rolnictwa. Tytuł niepotrzebny? Wymowa tego plakatu jest tak oczywista, że uznano chyba, iż nie ma co się nawet silić na hasła propagandowe. „Brońcie się wszystkimi siłami przed bolszewizmem!” Strach przed gwałtami ze strony żołnierzy Armii Czerwonej był jak najbardziej uzasadniony. W pochodzie na Berlin krasnoarmiejcy brutalnie wykorzystali miliony kobiet różnej narodowości. Na plakacie jednak nie mogło obyć się bez antysemickich akcentów. „Niebezpieczeństwo grożące ze stepów” Tutaj autor straszy żołnierzami z azjatyckich części Związku Radzieckiego. Sami Niemcy jednakże z chęcią korzystali z pomocy setek tysięcy członków Legionów Wschodnich walczących u boku Wehrmachtu. Nie mieli też najmniejszej litości dla dzieci, mordując je w bestialski sposób. „Bolszewizm grozi! Stawaj do pracy!” Bardzo zbliżona stylistyka, jak na wcześniejszym plakacie, ale tym razem z wezwaniem do pracy na rzecz „tysiącletniej” Rzeszy. Przeczytaj też: „Z impetem uderzył głową dziecka o ścianę”. Taki los Niemcy zgotowali najmłodszymKonferencja Jeżeli dobrze się przyjrzeć to można zauważyć, że zdekapitowany przedstawiciel Polski ma założony mundur marszałka. A Józef Stalin to olbrzym z pięściami jak bochny chleba, chociaż tak naprawdę był niewielkiego wzrostu. „Polska nie chce mego objęcia” Stalin jako pająk, na dodatek z zębami jak wampir. No i jeszcze te odnóża z dłońmi. Muszę przyznać, że budzi niepokój. „Potrójny Stalin” Jeden Stalin na plakacie to za mało. Najlepiej umieścić na nim od razu trzech. I ten naród w wymownym cudzysłowie. Wolność bolszewicka A na koniec plakat z okresu wojny polsko-bolszewickiej, który… Niemcy przedrukowali w 1944 roku. Jak widać nikomu nie przeszkadzało, że Lew Trocki kilka lat wcześniej został zamordowany na rozkaz Stalina. Zobacz też polskie plakaty propagandowe z 1939 roku. W Berlinie mówi się o eskalacji. Kilka tygodni temu na ulicach Warszawy i innych polskich miast pojawił się wizerunek ambasadora Arndta Freytaga von Loringhovena z żądaniem zwrotu zagrabionych w czasie wojny dzieł sztuki. Kolejne edycje plakatów pokazywały już jednak niemieckich przywódców, w tym kanclerz i prezydenta. Stałym elementem stało się też logo Ministerstwa Kultury. Ale co najważniejsze: za każdym razem na plakatach umieszczono takie odwołania do historii Trzeciej Rzeszy, jak portrety Goebbelsa czy więźniów obozów koncentracyjnych. Napięcie z Berlinem Nad Szprewą to ten ostatni elementem jest uważany za obrazę. O ile podejmowane na plakatach tematy, jak status Polonii w Niemczech czy reparacje, są stałym elementem polsko-niemieckiej agendy dyplomatycznej, to porównanie przez sojuszniczy rząd Republiki Federalnej z nazistami, w historii Unii się jeszcze nie zdarzyło. Owszem, w czasie kryzysu finansowego Angela Merkel była w Grecji pokazywana w mundurze Gestapo, ale z inicjatywy prywatnych pism, nie władz. Z naszych informacji wynika, że Niemcy wielokrotnie zwracały się do polskich władz o zaprzestanie kampanii, ale bez skutku. Ponieważ w Berlinie za kilka dni ukonstytuuje się nowy rząd, nie było do tej pory oficjalnej reakcji, w tym wezwania polskiego ambasadora do niemieckiego MSZ. O plakatach wiedzą jednak najwyższe władze kraju. Będą też o nich informowani nowy kanclerz czy szefowa dyplomacji, gdy przyjadą do Warszawy. Czytaj więcej Kampania jest prowadzona, gdy premier Morawiecki objeżdża stolice Unii w poszukiwaniu wsparcia w obliczu białoruskiego i rosyjskiego zagrożenia. To stwarza wrażenie całkowitego chaosu w prowadzeniu przez Polskę polityki zagranicznej. Tym bardziej że polskie władze nie reagują też na inne nieprzychylne Berlinowi gesty, jak spalenie niemieckiej flagi w czasie Marszu Niepodległości 11 listopada. Dofinansowanie z FP Autorem plakatów jest Wojciech Korkuć. To artysta od wielu lat związany z obecną władzą. Jest autorem plakatów historycznych, ale też Marszu Niepodległości, a w przeszłości plakatów Andrzeja Dudy wykorzystywanych w kampaniach politycznych. 15 maja 2020 r. minister kultury Piotr Gliński powołał Korkucia do rady Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie. Na plakatach umieszczone są logo Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego, Instytutu Dziedzictwa Myśli Narodowej im. Romana Dmowskiego i Ignacego Jana Paderewskiego, Funduszu Patriotycznego oraz patronów medialnych. Jest też adnotacja, że projekt „został dofinansowany z IDMN w ramach Funduszu Patriotycznego". Plakaty Korkucia zostały wsparte kwotą 64 160 zł. Czytaj więcej Powołanie funduszu zapowiedział w lipcu 2020 r. premier Morawiecki. Wiosną 2021 r. ruszył nabór wniosków dofinansowanych z funduszu. Fundusz funkcjonuje w ramach IDMN, państwowej instytucji kulturalnej, która została powołana 17 lutego 2020 przez ministra kultury Piotra Glińskiego. Instytut ten „dedykowany jest studiom nad dziedzictwem myśli narodowej oraz chrześcijańsko-demokratycznej" – zapowiedział wówczas Gliński. Pytania do ambasadora Korkuć nazwał swój projekt: „Proste pytania do niemieckiego urzędnika państwowego". W wypowiedzi dla portalu stwierdził, że ambasador RFN „ze względu na przeszłość jego ojca, moim zdaniem jest dobrym adresatem tego typu pytań". Na kilku wersjach plakatów, widnieją zbrodniarze wojenni III Rzeszy Hitler, Göring, Goebbels, Frank. Obok nich są też wizerunki współczesnych polityków niemieckich, kanclerz Angeli Merkel, byłego prezydenta Joachima Gaucka, ale też ofiar wojny z niemieckiego obozu koncentracyjnego Auschwitz-Birkenau. Zapytaliśmy Ministerstwo Kultury, czy i dlaczego firmuje taką kampanię. Rzeczniczka resortu Anna Bocian odpowiedziała nam, że zgodnie z regulaminem Funduszu Patriotycznego beneficjent jest zobowiązany do umieszczenia logotypu IDMN i Funduszu Patriotycznego oraz MKiDN i informacji o uzyskaniu dofinansowania. – MKiDN nie finansowało ani nie patronuje bezpośrednio temu projektowi – dodała. Prof. Jan Żaryn, dyrektor Instytutu, doskonale zna ten projekt, ale nie na tyle szczegóły wniosku dofinansowania, aby stwierdzić, jakie postaci miały być umieszczone na plakatach Korkucia. – Na pewno adresatem miał być ambasador Niemiec. Ja jako dyrektor nie kontestowałem wysokiej punktacji, jaką otrzymał ten projekt od ekspertów Funduszu Patriotycznego – tłumaczy. Mówi też, że projekt związany jest z „naszymi wieloletnimi pretensjami związanymi z nierozliczeniem się Niemiec z tragedii, która nas dotknęła, bo to przecież Niemcy są odpowiedzialni za II wojnę światową", a ich ofiarami „głównie były środowiska patriotyczne, skutki zaś są widoczne niemal w każdej rodzinie". – Być może taka forma artystyczna jest potrzebna, aby dotarła ona do ambasady Niemiec – dodaje. Żaryn liczy na to, że nie stanie się ona powodem „obrażania się". Łatwy zwrot towaru w ciągu 30 dni od zakupu bez podania przyczynyNiemcy - plakatPapier:GładkiRozmiar:50 x 70 cm Napisali o nas Wyjątkowe wydruki artystyczne Wszystkie nasze plakaty drukujemy w technologii Lucia Pro przy użyciu 12 oryginalnych atramentów pigmentowych. Dzięki kropelkom atramentu o wielkości zaledwie 4 pikolitrów (czyli 1 000 000 razy mniejszym niż kropla deszczu) nasze plakaty są najwyższej możliwej jakości. Nasze plotery najnowszej generacji zapewniają niezrównaną reprodukcję kolorów i niesamowitą trwałość, nawet ponad 100 lat. Plakaty sprzedawane bez ramki. Ramki znajdziesz tutaj Produkowane w Polsce Wyłącznie niemieckie papiery archiwalne Każdy plakat drukowany na zamówienie Szybka wysyłka w ciągu 2-3 dni Plakaty "Mapy świata" Plakat z serii “Mapy świata” przedstawia najpiękniejsze kraje świata, te które często są wybierane za cel podróży przez turystów z różnych zakątków świata. Temat przewodni czyli "Mapa" jest pokazana w sposób przewrotny, niekonwencjonalny - stanowi jedynie dopełnienie przedstawionej scenerii, a nie jej główny element. Seria ma za cel ukazanie piękna tych krajów, skupiając się w głównej mierze na naturze, nie na zabudowie miejskiej. Każdy plakat przedstawia jeden z najbardziej rozpoznawalnych elementów krajobrazu danego kraju. Cała seria "Mapy Świata" jest przygotowana przez młodą artystkę z Tczewa, Karolinę Wiśniewską. Plakat Mapa Niemcy Ten plakat przedstawia region szczególny, Niemcy. Plakat Niemcy ukazuje przepiękny widok na malowniczo położone jezioro Königssee, uchodzące za najpiękniejsze i najczystsze jezioro alpejskie w Niemczech, jest jedną z najpopularniejszych destynacji turystycznych w Niemczech. Jezioro jest naturalne, ukształtowało się po ustąpieniu ostatniego zlodowacenia, a ponieważ otoczone jest ze wszech stron stromymi zboczami, bywa porównywane do fiordu. Różnica poziomów od jego tafli do szczytów Watzmanna wynosi ponad 2100 m, a jego wschodnia, opadająca w stronę jeziora ściana ma 1750 m i jest jedną z najwyższych w Alpach. Na liście stu najciekawszych miejsc w tym kraju zajmuje 12 pozycję. Na panoramie widać Kościół św. Bartłomieja nad Königssee - pielgrzymkowa świątynia rzymskokatolicka zbudowana w 1134 o produkt Papiery W Poster Polytechnic używamy tylko najlepszych niemieckich papierów do druku plakatów. Gładki - matowy fotograficzny W pełni matowy papier o gramaturze 230g/m². Jest to papier fotograficzny niemieckiej produkcji, znacznie grubszy niż standardowy papier "plakatowy". Ekskluzywny z fakturą - bawełniany Tworzony w niemieckiej manufakturze Hahnemühle FineArt. Jest tworzony w 100% z bawełny. Całkowicie bezkwasowy, nie zawiera wybielaczy, gramatura to aż 310g/m². Najczęściej spotykany w galeriach sztuki oraz muzeach. Idealny na prezent lub dla entuzjastów papierów najwyższej jakości. Jego pełna nazwa to Hahnemühle William Turner. Kraj położony w Europie Środkowo-Zachodniej. Cechuje się podziałem na „landy”, a jego stolicą jest Berlin. Państwo, które zawsze znajduje się w czołówce pod względem gospodarki i o NiemczechNa terenie kraju znajduje się największa liczba ogrodów zoologicznych. Jest ich ponad ich gospodarki sprawia, że są pod tym względem przed wszystkimi innymi państwami rzeką Niemiec jest Ren (865 km).Społeczeństwo Niemiec starzeje się. Około 25% Niemców to osoby będące na emeryturze, bądź setka obywateli Niemiec otrzymała nagrody są najczęściej celem imigracji. Średnio co dziesiąty Niemiec nie pochodzi z tego 70% autostrad nie ma ograniczeń tam około 2 mln taksówek jeżdżących po kraju to tam pierwszą z więzienia w tym kraju nie jest karana. Według zapisu prawa niemieckiego, wolność jest podstawowym ludzkim statystyk mieszkaniec państwa wypija około 140 litrów piwa tam ponad 300 gatunków chleba i 1000 rodzajów Bawarii piwo uznawane jest za jako pierwsi wprowadzili czas letni (w roku 1916).Pytania o Niemczech?Czy Niemcy mają prezydenta?W Niemczech prezydentura jest funkcją reprezentatywną. Prezydent nie rządzi wygląda typowe niemieckie śniadanie?Zazwyczaj jest to ciepły napój, pieczywo i Niemcy piją najczęściej?Spożywa się tam przede wszystkim piwo. Kolejnym popularnym napojem jest czego Niemcy są sławne?Poza ogromem gatunków chleba, piwa i kiełbasy jest to ilość zamków, która przekracza 20 tysięcy. Popularne są też niemieckie strefa czasowa panuje w Niemczech?Panuje tam czas środkowoeuropejski letni. Jest to strefa GMT+2.

niemcy plakat o niemczech